Wiosną i latem w sąsiedztwie kwitnących roślin aż roi się od przyjemnie bzyczących pszczół. Tylko że spora część z nich to wcale nie pszczoły... Ekipa odpowiedzialna za zapylanie stanowi miks gatunkowy. W Polsce są to w zasadzie wyłącznie owady, w innych rejonach świata – niekoniecznie. Pozostając na rodzimym podwórku, zajrzyjmy do kielichów kwiatów i zweryfikujmy, kogo poza pszczołami możemy w nich znaleźć.

Lata osa koło prosa

Myślisz, że głównym zajęciem osy jest straszenie i żądlenie? Błąd – ma wiele ciekawszych rzeczy do roboty. Jak choćby polowanie na pasożyty zboża, dzięki czemu każdego roku świat zyskuje ponad 400 mld dolarów. Ale świetnie radzi sobie również z zapylaniem.

Wyodrębniono niemal 1000 gatunków roślin zapylanych przez osowate (Vespidae). Aż dla 164 z nich owady te są jedynymi zapylaczami – to znaczy, że pszczoły i inne owady nie pomogą i dla przetrwania gatunku niezbędna jest właśnie osa.

Lata mucha koło kapusty

Jeśli os się boimy, to muchami raczej się brzydzimy, przypisując im rolę roznosicielek chorób. Tymczasem muchy – czy raczej muchówki (Diptera) – to ewolucyjne kuzynki pszczołowatych mające ogromne znaczenie w przypadku zapylania roślin, zwłaszcza dzikich, czyli nie tych uprawianych na potrzeby człowieka, ale nie mniej potrzebnych w ekosystemie.

Szczególne wyrazy uznania należą się bzygom (Syrphidae). To te owady, które próbują cię oszukać, upodabniając się kolorami i wzorami do pszczołowatych i osowatych. Zdradza je jednak kilka szczegółów, a przede wszystkim jedna para skrzydeł (pszczoły mają dwie pary). Sposób ich latania jest przez to odmienny – wydaje się mniej płynny, bardziej skokowy i dynamiczny.

Bzygi i inne muchówki upodobały sobie zwłaszcza rośliny o małych kwiatach i mdłym zapachu oraz te rosnące w dużym zacienieniu. Do ich menu należą kapustowate i selerowate, którymi zwykły gardzić owady błonkoskrzydłe (w tym pszczoły i osy).
Efekt motyla

Spośród owadów zapylających największą sympatią cieszą się niewątpliwie motyle (Lepidoptera). Przynajmniej te dzienne (Rhopalocera) – ćmy (Heterocera) już niekoniecznie są przez wszystkich lubiane. Warto tutaj zaznaczyć, że podział na motyle dzienne i nocne nie ma uzasadnienia biologicznego i został stworzony sztucznie.

Cechą motyli są ich długie ssawki, umożliwiające im skorzystanie z nektaru niedostępnego dla innych owadów, zmagazynowanego głęboko we wnętrzu kwiatu. Oznacza to, że część roślin do rozmnażania potrzebuje właśnie motyli – pszczoły czy muchy nie będą w stanie dotrzeć do pyłku. Dodatkowo ćmy odwiedzają kwiaty otwierające się wieczorami, kiedy większość owadów już smacznie śpi w swoich gniazdach i norkach. Ich znaczenie dla zapylania jest więc nie do przecenienia i naprawdę raz na zawsze powinniśmy im wybaczyć ich niezdrowe zainteresowanie naszymi żarówkami i podstępnie cichy lot.

Chrząszcz brzmi w koprze

Jak to miło ze strony chrząszcza (Coleoptera), że wziął się za zapylanie, chociaż nawet nie żywi się nektarem! Nie ujmując niczego chrząszczom, to jednak nie wynik ich empatii, ale raczej łapczywości. Żerując na roślinach, nie wybrzydzają – do ich menu trafiają pylniki wraz z pyłkiem, nektarniki i okwiat, a także łodygi, nasiona i owoce. Wędrując od jednego lokalu do drugiego, chrząszcze przenoszą na pancerzach pewną ilość pyłku. Niewiele, ale zawsze.

Podobne zwyczaje mają maleńkie wciornastki (Thysanoptera), nieco kosmicznie wyglądające pluskwiaki (Hemiptera) oraz skorki (Dermaptera), powszechnie nazywane szczypawicami.
Mrówcza robota

W jednej ze swoich powieści mistrz polskiej fantastyki Janusz Zajdel rozwija przed czytelnikiem wizję globalnego spisku, mającego na celu przekonać ludzi, że mrówki (Formicidae) nie istnieją i nigdy nie istniały (uwaga, spoiler alert! W zakończeniu okazuje się, że takie działanie było na rękę najeźdźcom z obcej planety – wielkim mrówkom).

Na co dzień faktycznie łatwo o mrówkach zapomnieć – a nie powinniśmy tego robić, w kontekście ich roli w ekosystemie. Wśród licznych zajęć, znajdują również czas na zapylanie – choć podobnie jak chrząszcze, robią to przy okazji, pokonując długie dystanse w poszukiwaniu pożywienia.

Dodatkową korzyścią są ich preferencje kulinarne – zjadają jaja i larwy szkodników, utrzymując w ryzach ich populacje.
Sekretne życie grzebaczowatych

Przyznaj się – pierwszy raz o nich słyszysz. Grzebaczowate (Spheciformes) nie należą do wdzięcznego grona owadów z kolorowanek i rymowanek. Tymczasem to bardzo bliscy krewni pszczoły i w samej tylko Polsce możemy spotkać niemal 250 gatunków (jeszcze, bo już prawie 100 z nich zaprowadziliśmy na skraj wymarcia – trafiły do Czerwonej Księgi gatunków zagrożonych).

Są wyjątkowo łagodne i przyjazne. Wiele z nich nie ma żądeł a u tych, które je posiadają, są one w zaniku, niezbyt zdatne do przebicia ludzkiej skóry. Zapylają rośliny kwitnące latem – lubią ciepełko, łatwo więc spotkać je na nasłonecznionych i odsłoniętych skarpach, piaskowcach, a nawet wydmach, gdzie często kopią swoje jamki.

W naszym ekosystemie to owady odpowiadają za większość zapyleń. Rola poszczególnych gatunków jest dyskusyjna, wiele zależy bowiem od przyjętej perspektywy. Dla wielkich upraw monokulturowych absolutnie niezbędna jest pszczoła miodna, ale już liczne dzikie gatunki preferują interwencję muchówek, motyli czy os. To dlatego, zanim sięgniesz po kapeć przy następnej obserwacji owada, który nie wyleciał prosto z ula, zastanów się, czy aby na pewno ci zagraża – bo na ogół będzie on nie wrogiem, ale sprzymierzeńcem.

Grzebacze są niewielkie i preferują również kwiaty o skromnych rozmiarach. Krótkie języczki nie pozwalają im sięgać głęboko – im płycej znajdą nektar, tym chętniej skorzystają z danej rośliny i w konsekwencji przeniosą jej pyłek.
Poprzedni
Następny
gdzie

jesteś?